
Doszło do naruszenia miru domowego przez ekipę telewizyjną przygotowującą materiał interwencyjny - orzekł w piątek (28 kwietnia) Sąd Okręgowy w Białymstoku. Chodziło o wejście na prywatną posesję wbrew woli właściciela. Dziennikarz ma zapłacić grzywnę, wobec dwóch osób postępowanie warunkowo umorzono.
Proces miał związek ze sprawą 68-letniego mieszkańca jednej ze wsi k. Sokółki (Podlaskie), oskarżonego o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad czworgiem dzieci konkubiny.
Ostatecznie Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał go za winnego znęcania się nad nimi w latach 2011-2013, również za winnego grożenia niektórym świadkom w tej sprawie. Jednocześnie przyjął, że nie ma wystarczających dowodów na to, iż owo znęcanie się doprowadziło 13-letniego syna konkubiny oskarżonego do samobójstwa.
Kara to rok i trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na 4 lata, dozór kuratora i grzywna.
Kiedy sprawa samobójstwa nastolatka i zatrzymania jego ojczyma została nagłośniona, sprawą zainteresowały się media, w tym redakcja jednego z programów interwencyjnych TVN. Dziennikarze, aby nakręcić zdjęcia, przyjechali na miejsce i weszli na posesję.
Prokuratura sprawę podejrzeń naruszenia przez nich miru domowego umorzyła; ostatecznie sąd zajmował się tym wskutek tzw. subsydiarnego aktu oskarżenia, wniesionego przez właściciela nieruchomości.
Sąd w Sokółce dziennikarza skazał na 2,5 tys. zł grzywny, wobec dwóch pozostałych osób z ekipy telewizyjnej postępowanie warunkowo umorzył.
Sąd Okręgowy w Białymstoku zajmował się apelacjami obrońcy oskarżonych oraz pełnomocnika oskarżycielki i jej córki. Oba odwołania uznał za bezzasadne i wyrok w piątek utrzymał. Jest on prawomocny.
Sąd ocenił, iż do naruszenia miru domowego doszło (chodziło zwłaszcza o wejście do budynku gospodarczego), a nie było okoliczności, które mogłyby wyłączyć odpowiedzialność karną.
W oparciu o zeznania świadków sąd przyjął przy tym, iż dziennikarze wiedzieli, że podejrzany o znęcanie się nad dziećmi konkubiny mężczyzna nie ma sądowego zakazu zbliżania się do nich. Na to, iż ekipa telewizyjna była przeświadczona, że taki zakaz jest i jest łamany, powoływał się w apelacji obrońca oskarżonych.
Przywołując m.in. zapisy nagrań, których dokonali oskarżeni na posesji i wyjaśnienia ich samych sąd ocenił, że motywem działania ekipy telewizyjnej była "chęć zdobycia atrakcyjnego materiału".
Odparł też argument obrony, iż dziennikarze działali w stanie wyższej konieczności.
Przewodniczący składu orzekającego sędzia Krzysztof Kamiński wyjaśniał, że o działaniu w takim stanie można mówić, gdy chodzi o uchylenie bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeśli nie można tego uniknąć inaczej, a poświęcone dobro przedstawia wartość niższą od ratowanego.
Sąd ocenił, że w tej sprawie nie było żadnych podstaw do przyjęcia, iż komukolwiek groziło jakieś niebezpieczeństwo, do tego niebezpieczeństwo rzeczywiste i bezpośrednie oraz, że nie można go było uniknąć w inny sposób. - Wystarczyło zadzwonić na policję - mówił sędzia Kamiński.
Sąd ocenił przy tym, iż kara jest właściwa i nie powinna być surowsza (oskarżycielka subsydiarna chciała dla dziennikarza więzienia w zawieszeniu); uznał, iż to dziennikarz decydował o aktywności całej ekipy (również o wejściu na posesję) oraz, że były przesłanki do warunkowego umorzenia postępowania wobec dwóch pozostałych członków ekipy.
Newsletter
Rynek Seniora: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Seniora na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych