
Choć rodzić można w Polsce bez ograniczeń, na umieranie są limity. Na miejsce w hospicjum trzeba czekać w długiej kolejce. Jednocześnie są to placówki, które nieustannie balansują na granicy bankructwa. To niejedyne absurdy polskiej opieki paliatywnej - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Narodziny i śmierć. Dwa elementy życia wspólne dla wszystkich, niezależnie od tego kim jesteśmy. W Polsce jednak nie rządzą się tymi samymi prawami. Takie można odnieść wrażenie, gdy słucha się ludzi, którzy pracują w hospicjach.
- Dzieci mogą się rodzić w naszym kraju bez ograniczeń, dlaczego więc na umieranie wciąż obowiązują limity?" - pyta Karolina Pokorowska, jedna z założycielek Obywatelskiego Porozumienia na rzecz Medycyny Paliatywnej.
Chodzi o kontrakty, które ośrodki czy hospicja podpisują z NFZ. Załóżmy, że kontrakt opiewa na 30 zgonów. Gdy jest ich więcej, placówka się zadłuża, bo ma "nadwykonania". Kolejny przykład - ludzie umierają w kolejce do hospicjum nie doczekawszy miejsca w placówce.
Dotychczas polska opieka paliatywna była skrajnie niedofinansowana. Rok 2017 ma być przełomowy. Po raz pierwszy od 2008 r. podniesiono nakłady na tę dziedzinę medycyny. A zapotrzebowanie na te świadczenia będzie systematycznie rosło. To efekt starzenia się społeczeństwa i zmian epidemiologicznych.
Rocznie umiera w Polsce ok. 395 tys. osób, z czego niemal 25 proc. z powodu chorób nowotworowych.
Newsletter
Rynek Seniora: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Seniora na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych