
Ministerialny projekt ustawy regulującej kwestie związane z refundacją wyrobów medycznych, opublikowany 15 czerwca do konsultacji, został skrytykowany nie tylko przez producentów i dostawców wyrobów medycznych, ale przede wszystkim przez środowisko i organizacje pacjenckie.
Ministerstwo zostało zasypane uwagami do projektu ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych.
Wyroby to nie leki
Jednym z głównych zarzutów do projektu ustawy o refundacji wyrobów medycznych jest fakt, że została ona niemal skopiowana z ustawy obejmującej refundację leków. Jak podkreślają specjaliści tej branży, to co sprawdziło się w przypadku leków i przyniosło korzyści dla budżetu, nie może się sprawdzić, ze względu na zupełnie inną specyfikę, w przypadku wyrobów medycznych.
Jeśli zmiany zaproponowane przez resort wejdą w życie w proponowanym kształcie, przyczynią się, zdaniem branży, do upadku tego rynku, a - zdaniem pacjentów - zdecydowanie pogorszą ich sytuację.
Oczekiwanie na ostateczny kształt ustawy jest tym większe, że - jak zapowiedział pod koniec sierpnia, w trakcie spotkania z przedstawicielami Małopolskiego Sejmiku Organizacji Osób Niepełnosprawnych wiceminister Krzysztof Łanda - nie jest planowana żadna konferencja uzgodnieniowa. Większość uwag zgłoszonych do projektu zostanie uwzględniona w ustawie i odpowiednich rozporządzeniach.
Jak przekonuje Witold Włodarczyk, dyrektor generalny OIGWM Polmed, zaproponowane przez MZ marże na wyroby medyczne na poziomie 10 proc. doprowadzą do upadku większości sklepów medycznych.
- Dobry miesięczny obrót sklepu z wyrobami medycznymi to 30-40 tys. zł. Tyle, ile dobra apteka ma w ciągu jednego dnia. Przy proponowanej marży na wyroby medyczne sklepy czeka likwidacja ze względu na brak opłacalności. Za 3-4 tys. zł nie da się zapłacić pracownikowi, uiścić należność za najem lokalu i jeszcze kredytować NFZ - mówi dyrektor Włodarczyk.
- W takiej sytuacji sprzedaż wyrobów medycznych musiałaby zostać scedowana na punkty apteczne, które przeważnie nie są na to przygotowane pod względem logistycznym - dodaje.
Pieluchomajtki jak narkotyki
Przy okazji dyskusji nt. nowelizacji ustawy o wyrobach medycznych wydawanych na zlecenie, zarówno organizacje pacjenckie jak i Naczelna Izba Aptekarska apelują o likwidację absurdów dot. dystrybucji wyrobów medycznych. Sztandarowym przykładem jest sprzedaż refundowanych pieluchomajtek, obwarowana takimi restrykcjami, jakimi nie są poddane nawet narkotyki.
- Sprzedaż pieluchomajtek wiąże się nie tylko z wcześniejszą wizytą w NFZ w celu podstemplowania karty, bez której nie zrealizujemy przepisanej przez lekarza recepty. Kupujący musi się jeszcze dodatkowo wylegitymować w aptece. Mogę bez problemu sprzedać leki psychotropowe dla chorego członka rodziny, ale pieluchomajtek już nie - przypomina Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej.
Z tego powodu, a także ze względu na logistykę (konieczność posiadania dużych powierzchni magazynowych) i niewielki zarobek na sprzedaży pieluchomajtek, tylko 50 proc. punktów aptecznych ma podpisane umowy na sprzedaż wyrobów absorpcyjnych.
O likwidację tego absurdu od dawna upomina się Stowarzyszenie Osób z NTM Uroconti.
- Pacjenci dają sobie radę, bo muszą. Sytuację ratują sklepy z wyrobami medycznymi. Jest w nich zdecydowanie większy wybór - mówi Tomasz Michałek, pełnomocnik zarządu Stowarzyszenia Uroconti ds. międzynarodowych. Potwierdza, że likwidacja sklepów z wyrobami medycznymi byłaby dla pacjentów prawdziwą tragedią.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
Newsletter
Rynek Seniora: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Seniora na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych