
Brytyjski NHS (narodowy fundusz zdrowia) od lat funkcjonuje na granicy wydolności. Według danych funduszu oraz badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Oksfordzki, obszary UK z największym odsetkiem imigrantów stanowią zarazem rejony, gdzie na wizytę u specjalisty czeka się najkrócej.
Przy okazji niebezpieczeństwa Brexitu na pytanie, czy na kulejący NHS (National Health Service - wspólna nazwa dla trzech z czterech systemów służby zdrowia w UK, finansowanych ze środków publicznych) faktycznie mają wpływ imigranci, odpowiedzi szuka portal anglia.today.
Aż 28 proc. lekarzy w UK - największy odsetek w całej Unii - pochodzi spoza kraju, podaje Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. W przypadku pielęgniarek, odsetek ten to 13 proc. Jeśli chodzi o lekarzy i pielęgniarki z krajów europejskich, stanowią oni odpowiednio 11 i 4 proc. pracowników. Portal zwraca uwagę, że przyjezdni z Unii do UK stanowią 5 proc. brytyjskiej ludności, ale 7,5 proc. pracowników służby zdrowia.
Ponadto według danych NHS oraz badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Oksfordzki, na obszarach UK z największym odsetkiem imigrantów na wizytę u specjalisty czeka się najkrócej.
Co więcej, imigranci nie tylko rzadziej chorują, ale i częściej pracują. Zjawisko to ma swoją naukową nazwę - "efekt zdrowego imigranta" i jego oczywistym wytłumaczeniem jest fakt, że emigrują głównie zdrowi ludzie w wieku produkcyjnym.
Tymczasem największe obciążenie dla NHS stanowią osoby w wieku podeszłym - to właśnie w starzeniu się społeczeństwa, a tym samym w rosnącym odsetku osób z chorobami serca, krążenia, demencją czy rakiem warto upatrywać powodów pogłębiającego się kryzysu służby zdrowia - czytamy w tekście "Imigranci to lekarze, nie pacjenci - chora służba zdrowia a Brexit”.
Więcej: www.anglia.today
Newsletter
Rynek Seniora: polub nas na Facebooku
Obserwuj Rynek Seniora na Twitterze
RSS - wiadomości na czytnikach i w aplikacjach mobilnych